Pierwszy w życiu, od a do z samodzielnie uszyty.
Wciągające zajęcie, szkoda, że tak mało nań czasu.
Teraz wiosna wyciąga do ogródka i szyć by się chciało i dłubać w ziemi.
Kolejny już sprawniej się szyje. Szkoda, że nie wpadłam na pomysł szycia patchworków wcześniej, myślę, że mogłabym się temu zajęciu poświęcić bez reszty.
Nadal możesz przecież! Dla mnie to sztuka kompletnie nieosiągalna, a jakie w tym pole do popisu!
OdpowiedzUsuńMam to samo, patrzę na te skrawki i nie wiem, jak z tego wyjdzie taki kawał pledu.
OdpowiedzUsuńJa nawet umiem szyć...ale nie lubię, a przy zszywaniu tych małych kawałków męczyłabym się jak potępieniec i jeszcze to pikowanie ;)
OdpowiedzUsuńSzyj bardzo fajnie Ci to wychodzi :)
podziwiam, dla mnie to też magia :)
OdpowiedzUsuńa ja to w ogole juz tylko z kwadratow i prostokatow szyje. powroz na wslana szyje - ogacona jestem szmatami niemozebnie....ale Twoja kolderka mnie naispirowala, ze mozna tez przeciez z trojkatow tu i tam. slicznie Ci wyszlo! i jeszcze pikowanie! ja niestety pikuje rencamy a to zabiera strasznie duzo czasu......
OdpowiedzUsuńBardzo ładny :) Pamiętam swoją pierwszą i jedyną narzutę patchworkową... kolejnych już nie było ;)
OdpowiedzUsuńŚliczne! :)
OdpowiedzUsuńCiekawy wpis
OdpowiedzUsuńDzięki, będę odwiedzać:)
piekne
OdpowiedzUsuńSuper! :)
OdpowiedzUsuńpiękne!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
OdpowiedzUsuń